Kolejny tydzień Wielkiego Postu oznacza coraz intensywniejszą pracę w chórze parafialnym; patrząc szerzej: żyjemy w ciekawych czasach starcia idei i ofensywy nowej rewolucji moralnej – na szczęście w Polsce napotyka ona na silny opór…

CHÓR

Zaczął się wyjątkowo intensywny czas w mojej pracy dyrygenta chóru parafialnego: przygotowania do Triduum Paschalnego, w tym roku powiększone o planowany koncert wielkopostny, razem z chórem sąsiedniej parafii i naszą orkiestrą kameralną. Jest co robić – dwie próby tygodniowo, układanie repertuaru, mobilizacja chórzystów, nauka melodii, różne kwestie techniczne, organizacyjne. Czas wyczerpujący fizycznie i psychicznie – ale finalnie przynoszący satysfakcję i radość z owoców wspólnej pracy. Chór nie obejdzie się w równym stopniu bez dyrygenta, jak i chórzystów.

Chór parafialny jest niezwykłym miejscem: wspólnotą ludzi, w większości bez wcześniejszego wykształcenia muzycznego lub choćby jakiegoś podobnego doświadczenia – którzy po jakimś czasie są w stanie muzykować na naprawdę niezłym poziomie, sięgając również po ambitne utwory, różnych epok i gatunków. W dzisiejszym świecie, z tak chaotyczną, i często wywróconą do góry nogami, kulturą muzyczną, jest to przyczółek rozwijania tego, co naturalne, a ostatnio niestety mocno zatracone: śpiewu. Kto dziś śpiewa przy pracy, w domu, przy różnych czynnościach, podczas zabawy z dziećmi itd.? Poza przyśpiewkami stadionowymi i weselnymi – kościół to chyba jedyne miejsce, gdzie istnieje możliwość regularnego śpiewania (i tak, w większości parafii, mocno się ten poziom ogólnego śpiewu obniżył), a chór parafialny (i inne tego typu zespoły, jak schole) to już zupełnie wyjątkowe, żeby nie powiedzieć: elitarne, grono.

Cieszę się z możliwości prowadzenia chóru – jest to jedna z moich różnych aktywności, która przysparza unikalnej i niepowtarzalnej radości.

OFENSYWA

Czy tylko ja mam wrażenie przesilenia epok, jakie właśnie następuje? Świat ewidentnie się przeobraża, idee popychają go ku zmianom, i to – niestety – niekoniecznie w dobrą stronę. W Polsce do głosu dochodzi wyjątkowo głośny antyklerykalizm, połączony z kompleksową ideologią uderzającą  w normalne, dotychczasowe, pojmowanie rodziny. Silna presja homolobby, narzucanie poprawności politycznej w imię „walki z mową nienawiści”, przymus swoiście pojmowanej tolerancji, testowanie kolejnych granic, do których można się posunąć w eksperymentach inżynierii społecznej, do tego wszystkiego przeciąganie na swoją stronę naiwnych katolików… to w zasadzie nic nowego, ale z takim natężeniem propagandowym chyba nie mieliśmy jeszcze do czynienia. Dodając fakt, że jesteśmy w roku wyborczym (i to podwójnie), trudno o optymizm, że zacytuję klasyka: wszystkie ręce na pokład, włączono pełną mobilizację, aby zmienić klimat polityczny w stronę maksymalnie sprzyjającego rewolucji moralnej i ideowej w naszym kraju,

Najbardziej w tym wszystkim irytują mnie dwie rzeczy: „myślenie pakietowe”, polegające na czarno-białym postrzeganiu świata (z obu stron), silna polaryzacja stanowisk, odrzucenie rozumu i posiadania własnego zdania w imię interesu swoje środowiska – oraz ewidentne kłamstwa, manipulacje i perswadowanie emocjonalnej narracji, od której ciężko uciec, chyba że się mocno ograniczy wszystkie media, z internetem włącznie.

Oczywiście nikt się na poziomie tej młócki nie interesuje zbytnio zmianami w geopolityce i zawirowaniach między głównymi światowymi mocarstwami – zawirowaniami naprawdę całkowicie zmieniającymi aktualny układ sił, interesów, zależności. Wystarczy posłuchać ludzi, którzy się w tym temacie lepiej orientują, żeby uwierzyć, że faktycznie przyszło nam żyć w ciekawych czasach. Różne analogie historyczne nasuwają się same – obawiam się, że nasze pokolenie będzie wspominane za kilkadziesiąt lat jako zupełnie nieświadome (albo udające, że nie widzi) tego, co za chwilę się wydarzy.

MARSZ

Dziś ulicami Warszawy przeszedł Narodowy Marsz Życia, z inspiracji Chrześcijańskiego Kongresu Społecznego. Według organizatorów uczestniczyło w nim około 10 tysięcy ludzi. To bardzo dobra wiadomość, a zdjęcia i relacje video z tego wydarzeniu ogromnie cieszą. Potrzeba w Polsce jednoznacznego, jasnego i mocnego głosu katolickiej opinii publicznej, orędującej za podstawowymi wartościami, broniącej swoich (i nie tylko swoich) praw, wynikających zarówno z prawa naturalnego, jak i naszej tożsamości. Im więcej będzie takich inicjatyw (kolejny podobny marsz planowany jest w Warszawie 7 kwietnia), tym trudniej będzie zniszczyć polską rodzinę.

Żałuję, że z różnych powodów nie mogliśmy wziąć udziału w dzisiejszym marszu, mam nadzieję że będzie kiedyś jeszcze ku temu okazja. Wygląda na to, że współcześnie trzeba coraz częściej odważnie przyznawać się do tego, kim się jest i w co się wierzy – jestem dumny z Polski, gdzie jest to jeszcze naturalne, powszechnie uznawane i szanowane. Jestem dumny, że żyję w kraju, gdzie wciąż jeszcze można głośno mówić m.in. o tym, że: każdy ma prawo do życia, aborcja to morderstwo, homoseksualizm to wynaturzenie, małżeństwo i rodzina to związek kobiety i mężczyzny.

 Ten wpis jest moim przeglądem minionego tygodnia z cyklu „2 plus 1, czyli tygodniowy kubek miodu z łyżeczką dziegciu”. O jego zasadach możesz przeczytać tutaj. Jeśli spodobał Ci się powyższy tekst, możesz go udostępnić. Zachęcam również do komentowania poniżej.