Franciszek Kiepski czy Franciszek Wspaniały? Którą etykietkę wybierasz, uparcie powtarzając, że jest właśnie tak, a powinno być „inaczej”? Wysil się i spróbuj przyjąć, że nie masz racji. A później zapomnij o tym podziale.
Chciałbym jeszcze coś dopowiedzieć do ciągnącego się (i narastającego) tematu o papieżu Franciszku. Tym samym wpisy na moim blogu coraz silniej kręcą się wokół aktualnych spraw Kościoła, co niekoniecznie było moim zamiarem, gdy go zakładałem – ale cóż, skoro to blog osobisty, to niech będzie o tym wszystkim, co mnie teraz zajmuje i o czym myślę. To jest naprawdę ważna sprawa, a i zbliżająca się druga rocznica pontyfikatu jest dobrą okazją do drążenia tematu. Mój poprzedni artykuł (zajrzyj tutaj) spotkał się w różnych komentarzach (i publicznych, i prywatnych) z przeróżnymi reakcjami, czasami też z niepełnym zrozumieniem, co mam na myśli.
Dla dopełnienia mojego spojrzenia, przywołam pokrótce bardzo trafne i obrazowe rozróżnienie, jakie w swoim artykule poczynił przy okazji abdykacji Benedykta XVI Paweł Milcarek, przypominając, że czym innym jest papież (konkretny człowiek-chrześcijanin, o takiej a nie innej osobowości, charakterze, indywidualnych cechach, szczególnych zaletach i słabościach), a czym innym papiestwo (Piotrowa misja zastępowania Chrystusa na ziemi). Papiestwo to stałe, niezmienne ramy obrazu – natomiast portret papieża jest zmienny, choć zawsze tylko jeden:
Dlatego w portrecie papieża zawsze najważniejsze są ramy, a nie portret. Portret opisuje osobistą świętość, grzeszność lub nijakość tego chrześcijanina, który został i był papieżem. Owszem, przyznajmy, że pozostaje to – zwłaszcza świętość – nie bez znamienia pełnionej funkcji biskupiej i papieskiej. Jednak bycie papieżem przychodzi z powodu ramy, a nie rysów portretu. Próbując odnaleźć wśród innych postaci papieża, szukamy nie jakiegoś wrodzonego podobieństwa do Piotra czy najbardziej przejmujących gestów naśladowania Chrystusa – lecz owej ramy: włączenia w misję Piotrową. Jedynej ramy, w dalszym ciągu dającej się odłączyć od portretu. Co więcej: ramy służącej już wielu portretom, choć nigdy nie więcej niż jednemu na raz.
Wszelkie podziały, sprowadzające się do dwukolorowego obrazu świata, oczywiście mocno upraszczają sprawę i są często niesprawiedliwe, ale niech tam: mamy dziś do czynienia z dwiema postawami wobec obecnego Ojca Świętego, które nadają mu jeden albo drugi przydomek, jak w tytule. Tylko że tak naprawdę to jest głupie, nic nie wnoszące, a nawet niebezpieczne. To zgubna alternatywa, która coraz bardziej osadza się w naszych rozmowach o Kościele. Już w podświadomości idziemy często którymś z tych nurtów. Nie dajmy się zupełnie spolaryzować pod tym względem!
A więc, drogi Czytelniku…
Uważaj z idealizowaniem Franciszka, bezrefleksyjnym powtarzaniem sloganów, produkowanych często przez ludzi mających zupełnie inny interes niż budowanie Królestwa Bożego na ziemi: jak to uzdrawia on Kościół, jest „wyrzutem dla polskich biskupów”, realizuje w pełni wskazania Ewangelii (bo przecież jego poprzednicy tego nie robili) i wszyscy chrześcijanie (a na pewno duchowni) powinni być dokładnie tacy sami, Wspaniali, jak on. Nie zapomnij, że ważniejsze są ramy, a nie portret, nie myl papieża z papiestwem i nie wywyższaj niepotrzebnie czarnych butów nad czerwone, wyboru takiego a nie innego samochodu itd. Naucz się przyjmować dobrą, zdrową krytykę, nie uciekaj od trudnych pytań, nie zbywaj ich jako przejawów wrogości. Zrozum tych, którzy przypominają, że to wszystko rzeczywiście „nie jest takie proste”. Tak naprawdę obecny papież wymaga od nas dużo, dużo więcej, niż nam się wydaje.
Ale z drugiej strony: nie kontestuj na każdym kroku tego pontyfikatu, przestań ciągle narzekać, jaki ten papież jest Kiepski, nie karm się treściami z tych miejsc w internecie (dobrze wiesz, o których mówię), gdzie różni frustraci najczęściej wzdychający i podniecający się na widok pomponów i koronek, tęsknią za nowym Pontifexem, który zjawi się na białym koniu i zrobi porządek w Kościele. Nie dawaj się wciągnąć w medialne przekręcanie papieskich słów, ale też w niezwykłą wybiórczość, która podkreśli fakt rozmowy z transseksualistą (dopowiadając między wierszami, że papież pochwala tę chorobę), ale przemilczy rzeczywiste zdanie Franciszka o…. wszystkim: rodzinie, życiu, grzechu, cudzołóstwie, homoseksualizmie, i wszystkim innym, co tylko da się odczytać na opak. Jeśli nie możesz tego papieża ścierpieć, bo nie jest w Twoim stylu – to chociaż przestań na jego portret mniej lub bardziej subtelnie pluć, bo tym samym może dostać się trochę ramom obrazu, a to już poważna sprawa. Skończ już te zawiłe ekwilibrystyki słowne, dowodzące że to papież, najłagodniej mówiąc, kiepski – tylko zamilcz i lepiej zacznij się za niego modlić. Tym mocniej, im bardziej go nie rozumiesz.
Myślisz, że wystarczy pozachwycać się prysznicami dla ubogich na Placu św. Piotra, telefonami do potrzebujących, płaczem z pokrzywdzonym dzieckiem, albo przyganą wobec kościelnych hierarchów? Zejdź z nagłówków, szukaj głębszej treści! To Chrystus, a nie Franciszek, jest Głową Kościoła – nie zapominaj o tym. Nie patrz na papieża ze ślepym uwielbieniem, jak na guru jakiejś sekty, doczytaj na czym naprawdę polega jego nieomylność, pamiętaj że św. Paweł też upominał św. Piotra. Ciesz się z bycia chrześcijaninem, bądź radosny – ale nie wesołkowaty; jak dziecko – ale nie infantylny.
A może myślisz, ze wybrałeś dobrą strategię, (tak naprawdę po tchórzowsku) próbując przemilczeć ten pontyfikat i między wierszami sugerować (aby nie zostać oskarżonym o coś złego) brak potrzeby zajmowania się tym, co papież powiedział/zrobił? Przestań już marudzić, kręcić nosem, narzekać i uciekać w przeszłość, szukając bezpiecznego schronienia w poprzednich encyklikach lub motu propriach (zamiast w Ewangelii i aktualnym nauczaniu), albo w starych szafach zakrystii (zamiast w Żywym i zawsze Świeżym Pokarmie Eucharystii). Odczytuj, co Duch mówi dziś do Kościoła. Nie bądź poważnym smutasem, wyjdź z sideł ideologii i poczuj prawdziwą radość z życia z Bogiem.
Żadna skrajność nie jest dobra, tym bardziej, jeśli trzymamy jej się kurczowo, ubierając w ramy swojej ideologii. Uznajmy, że Bóg jest rzeczywiście większy od naszych ograniczeń i potrafi sprawiać nam niespodzianki, o których nie mielibyśmy wcześniej pojęcia. Wpadłbyś trzy lata temu na to, że TAKI papież będzie abdykował, a TAKI papież będzie jest następcą? Póki doktryna Kościoła jest zachowana (a nikt mnie nie przekona, że jest inaczej), dawajmy się porwać temu rabanowi! Jak nigdzie sprawdza się stare powiedzenie: „Chcesz rozśmieszyć Pana Boga? Opowiedz Mu swoje plany!”.