Małe dziecko to duże radości. Pokonywanie kolejnych etapów rozwoju widać najlepiej z perspektywy jakiegoś czasu – nam, mającym Basię na co dzień, umyka nieraz jej codzienny „awans”. Gdy ktoś jej nie widzi tydzień i dłużej, zachwyca się, jak ona rośnie.
Dla noworodka, jak wiadomo, wszystko na tym świecie jest nowe. Wypchnięto to to z maminego brzucha, gdzie mogło się bezpiecznie kołysać w wodach płodowych, nie przejmując się takimi trudnościami, jak pokonywanie różnych barier. Po wyjściu okazuje się, że jedną z podstawowych niewygód pod słońcem jest grawitacja – coś nieznanego w zamkniętym wodnym balonie.
Same problemy! W brzuchu było dobrze, potrzeba było stamtąd wychodzić? Full serwis całą dobę, karmienie kablem, cicho, przyciemnione ściany, mogłam się pluskać i kręcić wokoło, gdy tylko miałam ochotę. A teraz? Jedzenie – jedynie wtedy, gdy mama łaskawie użyczy swojej piersi (nie można tego jakoś inaczej zorganizować?); pluskanie – gdy tata sobie przypomni i przygotuje jakąś dziwną konstrukcję z wanienką. I to co drugi dzień! Do tego najdziwniejsze, na co już zupełnie nic nie można poradzić: wszystko ciągle spada w dół! Nie można się kręcić dookoła siebie, każdy ruch do przodu to jakiś monstrualny wysiłek, po którym sapię „jak parowóz” (cokolwiek to jest). Dramat. Tylko się rozryczeć, to jedyny sposób na decydowanie o sobie. Tak, podkówka, rzęsiste łzy i krzyk rozpaczy – to jest to.
Każdy młody rodzic wie, że jego podstawowym obowiązkiem (i każdego, kto nowo narodzone dziecię bierze w ręce) jest podtrzymywanie główki – jeśli tego nie zrobi, dynda ona na wszystkie strony i jest to dość niebezpieczne dla małych kości, kręgosłupa, w ogóle całego tego genialnego i skomplikowanego układu nowego życia.
Pan Bóg ma niewątpliwie poczucie humoru, bo nowo narodzony człowiek jest tak pokraczny, niesamodzielny, niezaradny i skazany na pomoc innych, że w porównaniu choćby z większością zwierząt zdaje się, jakby Stwórca chciał mu na samym starcie porządnie utrzeć nosa, pokazując, że w pierwszych tygodniach życia nie jest w stanie NIC samemu zrobić. Nawet podnieść głowy.
Głowa małego dziecka jest, w stosunku do reszty ciała, bardzo duża. I ciężka. Gdy trzymamy Basię na rękach, pionowo, wygląda czasami jakby miała pijaną łepetynę, kołysząca się w tę i we w tę, bez żadnej koordynacji; gdy dodamy do tego jedno oko przymrużone a drugie wybałuszone, język lekko wyciągnięty, usta próbujące przybierać najróżniejsze kształty i jakieś bulgoczące dźwięki – mamy istne kino, miny, na które dorosły człowiek decyduje się tylko w przypływie największej, durnej głupawki, i to raczej nie na trzeźwo.
Udaje się nieraz uchwycić taki obrazek aparatem – chyba założymy jakąś teczkę z kompromitującymi materiałami na przyszłość, gdyby Pierworodna fikała kiedyś rodzicom. Czasami zdarza się też, że ta mała główka, trzymana na ojcowskich lub matczynych rękach, tulona z miłością i czułością, wali na oślep w rodziciela, starając się czołem wybić trochę zębów, albo chociaż naruszyć żuchwę. Tego na zdjęciach nie ma, ale, Barbaro, w pamięci zostanie!
Ostatnio furorę robi trzymanie główki, gdy Mała leży na brzuchu. Przyjmuje postać leżącego, naprężonego Sfinksa, stara się z całych sił przesunąć po podłożu (ale to jeszcze się nie udaje, wtedy rzeczywiście stęka i sapie jak mała lokomotywa), za chwilę dumnie podnosi główkę do góry i, uwaga… TAAAK!!! trzyma, trzyma, trzyma! brawooo!!! Aplauz publiczności, wiwaty, fanfary, konfetti z sufitu, strzelają korki od szampana, eksploduje radość wszystkich wokół (nikt nie obroni się przed zarażeniem się uśmiechem w takiej chwili), dajesz, Baśka!, jeszcze, jeszcze, brawoooo!!! Na koniec wisienka na torcie: filuterny uśmieszek na jej buzi i chichrające się oczy, rozwalające wszystkich doszczętnie.
To jest teraz jej popisowy numer, obowiązkowy przy obwożeniu po rodzinie i znajomych. Gdyby ktoś był zainteresowany, to przyjmujemy zamówienia na przedstawienia. Warunkiem jest posiadanie płaskiej powierzchni, nie musi być zbyt duża, najlepiej na podwyższeniu, ale obejdzie się bez kurtyny i reflektorów.
Słodka mała, której zazdroszczę!
To chyba musi być piękny widok: jak podnosi główkę, do tego rzuca uśmiech i chichrające spojrzenie. Nagrajcie to koniecznie, będzie co oglądać za kilka lat! 🙂
to mała spryciara, jak nagrywamy to udaje, że nic nie robi