Zakończyliśmy „sezon artystyczny” w naszym chórze parafialnym, odczułem trochę niedogodności fizycznych i chyba muszę zrobić rachunek sumienia z mojego dbania o zdrowotność, a tęczowym barbarzyńcom się zdało, że zdobędą Klasztor Jasnogórski. Tyle w moim lekko chaotycznym przeglądzie minionego tygodnia.

KONIEC SEZONU

Wakacje tuż tuż, cały czerwiec to zakańczanie różnych szkół, przedszkoli, sezonów. Razem z moim chórem parafialnym nawiedziliśmy Sanktuarium Matki Bożej Trzykroć Przedziwnej u Ojców Szensztackich w Józefowie. Klasyczny zestaw: Eucharystia i grill kończący rok pracy – no, powiedzmy że kończący, bo przed nami jeszcze (wyjątkowo późne w tym roku) Boże Ciało.

Niestety, nie wszyscy się załapali.

Niemal dwa lata dotychczasowej współpracy – to jeszcze za wcześnie (za krótko), żeby mówić o dojrzałej wspólnocie, ale wszystko jest na dobrej drodze. Widać rozwój, budowanie wzajemnych relacji i więzi, uczenie się naszej wewnętrznej harmonii. Chwała Panu!

Jedyną niedogodnością (choć bardzo dotkliwą) było trafienie przez nas na apogeum upału i chmar komarów, przed którymi dosłownie trzeba było uciekać podczas spaceru w międzyczasie (biedni najmłodsi uczestnicy wyjazdu…). Na szczęście budowniczy domku, w którym mieliśmy spotkanie, przewidzieli na taką okazję duże pomieszczenie w cudownie chłodnej piwnicy, w której mogliśmy bez przeszkód spędzać wspólnie czas, rozprawiając na wszelkie życiowe tematy…

W niedzielę była też ostatnia msza, na której śpiewała „młodsza siostra” chóru parafialnego, czyli schola dziecięca „Violinki”. A po mszy poszliśmy… na lody! Dzieciom zabłyszczały oczy z tej okazji, jest szansa że wrócą we wrześniu. Ten zespół to również moja radość – bałem się tego trochę początkowo, bo wcześniej nie miałem takiego doświadczenia, nadal nie wszystko jest idealnie, ale idziemy do przodu.

CZŁOWIEK SIĘ SYPIE

W tym miejscu zwykle przywołuję jakiś fakt z Polski lub ze świata, na który należy się podręcznikowo obuczyć, ponarzekać, skrytykować z właściwej strony. Tym razem, uwierzcie lub nie, miałem z tym problem. Ile można pisać o tęczowej rewolucji, cywilizacji śmierci i tego typu tałatajstwie? Przykłady zła, jakie się z tym wiążą można przytaczać, świeżutkie, każdego dnia, ale przecież nie o to chodzi.

Lepiej przyjrzeć się sobie samemu: ja w tym tygodniu miałem dwa doświadczenia czysto fizycznej dolegliwości (nie, że jakaś wielka tragedia, ale jednak trochę dyskomfortu było): ułamał mi się kawałek zęba (dodajmy, że dobił go… żelkowy misiek!), później wypadła jeszcze jakaś jego część, sprawiając że moja lewa szóstka na dole zieje pustkowiem i będzie czekać na wypełnienie koroną; poza tym w niedzielę rano zaczęło boleć kolano, ból później potęgował aż osiągnął taki stan, że nie byłem w stanie zgiąć nogi, chodzić (w zasadzie wlokłem nogą bez podnoszenia), usiąść bez pokracznych wygibasów – w sam raz dla organisty, prawda, niedziela najlepszym dniem na takie cuda. Jakiś stan zapalny nie wiadomo skąd, leki na szczęście zaczęły działać po dwóch dniach i wszystko wróciło do normy.

Dbajmy o siebie, nie zaniedbujmy zarówno ducha, jak i ciała – tak sobie pomyślałem. Kruche to nasze życie, w zasadzie obojętnie w jakim jesteśmy wieku. „Ślachetne zdrowie, Nikt się nie dowie, Jako smakujesz, Aż się zepsujesz.” –  przypomnijmy za mistrzem Janem z Czarnolasu.

OBROŃCY JASNEJ GÓRY

Zawsze lepiej akcentować dobro, niż zło – dlatego na to, co działo się w niedzielę na Jasnej Górze lepiej spojrzeć nie z perspektywy „Marszu Równości”, tylko o wiele liczniejszej akcji modlitwnej, zainicjowanej przez Akcję Katolicką, której celem było niedopuszczenie do sprofanowania sanktuarium przez obsceniczne hasła, wizerunek „tęczowej” Matki Bożej i tym podobne. Ludzie przybyli z wielu miejsc Polski, aby bronić swoich przekonań, swojej wiary, swojego świętego miejsca.

Źródło: niedziela.pl

Jasna Góra to miejsce, którego znaczenia dla Polaków nie trzeba chyba nikomu wyjaśniać. Dość przypomnieć, że to tu miało miejsce w 1956 roku złożenie uroczystych Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego, autorstwa kardynała Wyszyńskiego. To krzepiące i dodające nadziei, że cały czas Polacy są gotowi do okazania wierności tym przyrzeczeniom – zaznaczmy, że pokojowo i w atmosferze modlitwy. Należą się im wyrazy najwyższego szacunku i podziękowania. W tym samym czasie w Częstochowie odbywała się XX Pielgrzymka Podwórkowych Kół Różańcowych Dzieci – dobrze, że zostało im oszczędzone oglądać gorszące obrazki z „Marszu”, których nie będę tu nawet przytaczał.

Swoją drogą, to tylko świadczy o ignorancji i naiwności aktywistów z tęczowego pochodu, przekonanym że uda im się zdobyć Jasną Górę (takie było nastawienie). Żal, widać „Potopu” nie czytali, historii nie znają (choćby z II Wojny Światowej) – oby wrócili tam kiedyś, jak do Matki.

 Ten wpis jest moim przeglądem minionego tygodnia z cyklu „2 plus 1, czyli tygodniowy kubek miodu z łyżeczką dziegciu”. O jego zasadach możesz przeczytać tutaj. Jeśli spodobał Ci się powyższy tekst, możesz go udostępnić. Zachęcam również do komentowania poniżej.