Niby ten tydzień był zdominowany przez politykę (ale raczej taką przez małe „p”): działo się mnóstwo wokół niby-afer, zatrzymań, wpadek, skandali etc. – ja jednak wyłuskałem z ostatnich dni to, co było rzeczywiście ważne i warte zapamiętania.
KOŚCIÓŁ
W poniedziałek wyrwałem się na warszawski Służew, wziąć udział w spotkaniu organizowanym przez Wydawnictwo W Drodze (oo. dominikanie), pod prowokującym tytułem „Czy Kościół zmienia nauczanie o małżeństwie?”. Gośćmi byli o. Jarosław Kupczak OP i dr. Tomasz Terlikowski, a przy okazji miała miejsce promocja dwóch książek wymienionych panów: Źródła sporu o Amoris laetitia (Kupczak) i Czego księża nie powiedzą Ci o antykoncepcji? Niewygodna prawda Humanae vitae (Terlikowski).
Wyszedłem naprawdę, autentycznie, podbudowany i pełen nadziei. Chociaż na tytułowe pytanie znam odpowiedź (nie, Kościół nie zmienia tego nauczania), i chociaż wiele głosów z całego świata każe poddawać to w wątpliwość – to jednak polski Kościół trwa raczej przy nauczaniu św. Jana Pawła II w tej materii, a przynajmniej nie eksperymentuje w nieostrożny sposób, tak jak to ma miejsce choćby tuż za naszą zachodnią granicą.
Dyskusja była wyjątkowo merytoryczna, spokojna, wyważona, momentami okraszona dowcipem. Spójny i logiczny wywód dominikańskiego profesora (ale absolutnie nie nudny), uzupełniony celnymi i przekonującymi uwagami znanego katolickiego publicysty – w efekcie uzyskaliśmy ciekawy dyskurs, podbudowany zdrową teologią i autentyczną troską o zachowanie, z jednej strony, miłości wobec człowieka (z towarzyszeniem mu i odpowiadaniem na jego potrzeby), oraz z drugiej, wierności Ewangelii i nauczaniu Kościoła.

Ktoś dowcipnie podsumował na Twitterze, że tylko dominikanie mogli sprawić, że red. Terlikowski pochwalił papieża Franciszka – i oczywiście coś w tym jest, chociaż warto pamiętać, że takie bezpośrednie spotkania to zawsze okazja do zweryfikowania różnych swoich stereotypów. Nie znalazłem w wypowiedziach – kontrowersyjnego tu i ówdzie – publicysty nic, co byłoby niewłaściwe, niechrześcijańskie itd., wręcz przeciwnie.
To było bardzo dobre i owocne spotkanie, okazja do refleksji nad kondycją Kościoła na świecie i w Polsce, nad podstawowymi zagadnieniami teologii, która dotyka każdego z nas. Wreszcie: nad prawdziwie katolickim rozumienie prymatu papieża, co z tego wynika, jak go właściwie rozumieć. Cieszę się, że jestem katolikiem w Polsce – to jest moje najsilniejsze odczucie po tym spotkaniu.
I wreszcie – last but not least – przy tej okazji mogłem zobaczyć na żywo parę osób, które do tej pory znałem jedynie wirtualnie. To zawsze jest radość, takie skrócenie relacji i prawdziwe, rzeczywiste spotkanie.
ŚMIERĆ
Znów temat aborcji. Niby pisałem o tym tydzień temu, ale jeden obrazek, który parę dni temu miał miejsce, jest tak mocny i poruszający, że nie mogę go pominąć.
Philip K. Dick, jeden z istotniejszych pisarzy science-fiction (co istotne), w swojej książce „Przedludzie” z 1974 roku opisuje wizję przyszłości, w której Kongres USA dopuszcza aborcję do momentu, w którym człowiek uzyska… duszę. Zaś moment uzyskania duszy określa się jako czas opanowania prostej algebry, co z kolei zostaje ustalone na 12. rok życia. Jak podaje Wikipedia w swoim streszczeniu: „Dzieci, których życia prawo jeszcze nie chroni, nazywane są przedludźmi. Przedczłowiek to istota ludzka, która z powodu młodego wieku nie posiada jeszcze pełni praw, w szczególności prawa do życia.”
Jutro to dziś. Futurystyczne wizje już nie takie futurystyczne. Oto Ralph Northam, gubernator Virginii, proponuje, by rozszerzyć prawo do aborcji na życzenie na już urodzone dzieci. „Dziecko byłoby urodzone, podtrzymywane przy życiu, jeśli życzyłaby sobie tego matka i rodzina, a następnie matka i lekarze odbyliby dyskusję i podjęli decyzję”. Chodzi o zagrożenie życia lub osłabienie zdrowia (w tym psychicznego, jest to wprost wymienione) kobiety. Zamiast dwóch opinii lekarzy wystarczałaby jedna. Zniesiony byłby też nakaz wykazania, że to osłabienie zdrowia byłoby poważne i nieodwracalne.
I on to tak, widzicie, mówi spokojnym głosem w studio radiowym, tak jakby przedstawiał swój projekt ordynacji podatkowej albo plany dotyczące przyszłorocznego budżetu na muzea.
Włos się jeży na głowie. Nie ukrywam, że myślę w takich momentach o zasadności kary śmierci w niektórych przypadkach…
To nie koniec. W Parlamencie Virginii miała miejsce rozmowa nt. projektu ustawy, dopuszczającej aborcję w III trymestrze. Przepytywana Kathy Tran (demokratka, matka małej dziewczynki) odpowiada na pytania:
– Więc, gdy oczywiste jest, że kobieta ma zaraz urodzić, ma fizyczne objawy tego, że zaraz urodzi, czy w takim momencie mogłaby jeszcze poprosić o aborcję, gdyby otrzymała stosowne zaświadczenie? Gdy ma już rozwarcie?
– Panie Przewodniczący, pan wie, taka decyzja byłaby podjęta przez lekarza i kobietę.
– Rozumiem to. Pytam, czy pani ustawa na to pozwala?
– Moja ustawa pozwoliłaby na to, tak.
Przerażające są te momenty ciszy i wahania!
Gdy oglądałem film „Ostateczne rozwiązanie” o konferencji w Wannsee (na której w 1942 roku Niemcy podjęli decyzję o masowym ludobójstwie Żydów), miałem wrażenie, że przy całym sprowadzeniu tego makabrycznego projektu do kwestii logistyki, transportu, liczb, kosztów i tak dalej… nawet między sobą nie mówili ci zbrodniarze (a film był oparty na oryginalnych stenogramach ze spotkania, nie wymysłach scenarzysty) wprost o tych zbrodniach, ukrywali je za różnymi eufemizmami. Widać „postępowa cywilizacja” poszła w swoim bezwstydzie i bezczelności już nieco dalej…
MIŁOŚĆ
Nieprzypadkowo, tak myślę, przy tym przerażającym barbarzyństwie, które objawiło się za Oceanem, w Polsce objawiła się (chociaż nie na pierwszym miejscu w mediach) niezwykła Miłość – wielka, poruszająca, niepojęta, mająca swoje źródło nie w tym świecie.
Irena i Maciej, rodzice, którzy dowiedzieli się o wadzie letalno-czaszkowej swojego czwartego dziecka. Prognoza jest jednoznaczna:
W dniu porodu wpis, który był najpiękniejszymi słowami, jakie przeczytałem od dawna:
Dalej cud:
I dalej:
To jest prawdziwe oblicze cywilizacji życia, cywilizacji miłości – czegoś, co jest dla nas naturalne, bliskie, dobre i piękne. Prawdopodobnie w niektórych krajach Europy i świata wytykano by Irenę i Macieja palcami, pukano by się w głowę: „po co takie cierpienie dla siebie i dla niej?”, mędrkowie prawiliby o egoizmie rodziców, a lekarze straszyliby niebezpieczeństwem i dla samego dziecka, i dla matki (to wszystko ma miejsce również w Polsce, ale jednak na inną skalę).
Jestem dumny, że w Polsce taka decyzja jest przyjmowana z uznaniem i wsparciem, że działają u nas hospicja perinatalne, w których stwarza się warunki, aby rodzice mogli godnie pożegnać swoje maleństwo, żyjące czasami kilka chwil.
To jest życie, to jest prawda, to jest miłość – i to jest prawdziwa cywilizacja, prawdziwy postęp, prawdziwe prawa człowieka, prawdziwe prawa kobiet, prawa rodziców.
Nie wiem, ja ta historia Ireny, Macieja i ich Anielki się skończy, ale już wygrali. Wygrali człowieczeństwo.
Post scriptum: