Chcę napisać o moich wielkopostnych radościach. Coś tu zgrzyta, brzmi paradoksalnie? Może dlatego, że radość kojarzy się dziś najczęściej z wesołością, zabawą, rozrywką, przyjemnością – również tą niekoniecznie dobrą. Tymczasem chrześcijańska radość jest czymś zupełnie innym. Św. Paweł pisze wyraźnie, że powinniśmy się radować zawsze!

Czas Wielkiego Postu, jak już napisałem, to nie czas Wielkiej Smuty. Owszem, jest w nim szczególny czas na rozpamiętywanie Męki Pańskiej (gdy może trudniej wskrzesić w sobie postawę radości, choć w pewien sposób jest to możliwe) – ale nie tylko ona, wbrew pozorom, jest treścią tego okresu! Czasem zbyt mało akcentuje się choćby temat chrztu, a przecież od pierwszych wieków jest on niezwykle ważny w Wielkim Poście.

„Cechą wyróżniającą chrześcijańską radość jest to, że może ona współistnieć z cierpieniem, całkowicie bowiem opiera się na miłości. W istocie Pan, który «jest blisko» nas, do tego stopnia, że staje się człowiekiem, przychodzi, by napełnić nas swą radością, radością miłości. Jedynie w ten sposób można zrozumieć pogodną radość męczenników, nawet w momencie próby, bądź uśmiech świętych miłosierdzia w obliczu cierpiących: uśmiech, który nie obraża, lecz dodaje otuchy.” (św. Jan Paweł II)

Wielki Post to czas pewnych umartwień, wyrzeczeń, zatrzymania się na chwilę i skoncentrowania na tym, co najważniejsze. W tym czasie jaśnieje jednak sześć wyjątkowych dni: niedziel, w których post jest jakby zawieszony (na czele z IV Niedzielą, różową, wręcz zewnętrznie zmuszającą do radowania się). W każdą z nich chcę napisać krótko o kolejnej radości, która wypełnia mnie w Wielkim Poście.

Naprawdę, nie możemy skupić się tylko na umartwieniu, bo ono samo dla siebie nie ma sensu. To prawda, akcentujemy je teraz najbardziej w ciągu roku, ale przecież pamiętamy o zasadzie et-et, prawda? Skoro nawet w Środę Popielcową otrzymałem w Jutrzni wyraźne wskazanie: „Wykrzykujcie na cześć Pana, wszystkie ziemie, służcie Panu z weselem. Stańcie przed obliczem Pana z okrzykami [sic!] radości.” (Ps 100; naprawdę jest wiele innych bardziej pasujących psalmów na Popielec), to tym bardziej czuję się zmotywowany.

Mam nadzieję, że zainspiruje to również Was do odkrywania w sobie takich pokładów – zawsze!

Ten wpis jest wstępem do cyklu Moje wielkopostne radości. Przeczytaj też:

Moja Wielkopostna Radość #1, czyli chrzest
Moja Wielkopostna Radość #2, czyli małżeństwo
Moja Wielkopostna Radość #3, czyli dziecko
Moja Wielkopostna Radość #4, czyli praca
Moja Wielkopostna Radość #5, czyli miłosierdzie
Moja Wielkopostna Radość #6, czyli Pascha