Święta bez śniegu – już nie zacytuję, do czego są, według różnych komentarzy, zasłyszanych opinii i internetów. Bez śniegu, ciepło, deszczowo – bez sensu. Przecież to właśnie śnieg daje klimat, nastrój i uzasadnienie rozgwieżdżonych choinek lub tworów choinkopodobnych na mieście. A może…

A może deszczowe i ciepłe Święta Bożego Narodzenia są też dla nas jakimś znakiem, żeby skupić się na tym, co rzeczywiście ważne? Tylko że to takie bla bla bla, od kilku (tygo)dni słyszę w różnych miejscach, żeby skupić się na tym, co „najważniejsze” w Święta – czyli? Konkretnie na czym? „No… na bliskości, miłości, spotkaniu z najbliższymi… dobroci, spokoju, życzliwości”. Naprawdę, tylko na tym? Tylko to jest istotne w BOŻYM Narodzeniu? To bzdura, cały rok jest do dyspozycji, żeby spotkać się z bliskimi, być dobrym dla ludzi, szukać spokoju i miłości w swoim życiu – do tego nie trzeba żadnych Świąt!

Na szczęście nie dotarła do Polski za bardzo (choć stara się, jak może) moda na zupełnie areligijną twarz Świąt Bożego Narodzenia (nawiasem mówiąc, w tym sformułowaniu już się kryje wspaniała ateistyczna logika). Oczywiście, w centrach handlowych już od ponad miesiąca pełno lampek, gwiazdek, Mikołajów i prezentów, prezentów, prezentów! – bez prezentów Święta się nie liczą, choinka bez masy pudeł pod nią jest przecież bez sensu. Ale, mimo wszystko, małego Jezusa też można gdzieniegdzie dostrzec, tak jak zobaczyć przeróżne szopki, natknąć się na kolędy, jasełka itd.

Dumny jestem niesamowicie z moich przedszkolaków, którzy sami mi przypomnieli ostatnio (po poprzednim spotkaniu), że dopiero, gdy zobaczymy, że urodził się już Pan Jezus, wtedy możemy oczekiwać, że może i Święty Mikołaj przyjdzie do nas w tym roku – ale gdyby Pan Jezus się nie urodził, to i Świętego Mikołaja na pewno nie będzie… Dla dzieci to po prostu logiczne; mam nadzieję, że w nich to zostanie już na zawsze.

Wracając do tematu: istotą tych Świąt jest spotkanie z żywym Bogiem, Stwórcą, rodzącym się jako małe i bezbronne Dziecko, ze Zbawicielem… albo po prostu: z Niewysłowioną Tajemnicą Wcielenia. Zderzenie z „inwazją miłości” (Lewis!). Czy do tego spotkania potrzebny jest śnieg? A, przepraszam bardzo, po kiego? Co ma wspólnego jedno z drugim? Przezabawne jest słuchanie w tych dniach radia: co druga piosenka o tym, jak otula nas biały puch, dzyń dzyń dzyń, prószą śnieżynki, białe widoki… śmiechu warte! Nagle okazuje się, że gdy znika otoczka (dosłownie) to… nic nie mamy w środku?

(Piszę ten wpis, będąc jeden dzień w Krakowie. Przed chwilą przechodziłem obok kościoła Franciszkanów, na tyłach którego (przed kurią) kilka dni temu zwaliła się ogromna choinka, rozświetlona za jakieś niebotyczne pieniądze i w ogóle. Patrząc na jej zielone szczątki, wyobraźnia sama, usilnie podsuwa różne wytłumaczenia (poza samą wichurą) tego faktu.)

Gdyby jeszcze w czasach Narodzenia w Betlejem rzeczywiście sypał śnieg, Maryja z Józefem musieli do Groty przedzierać się przez zaspy i w ogóle z białych kominów domów unosił się ładny dymek, jak na pocztówkach – to jeszcze by uzasadniało konieczność śniegu obecnie, żeby upodobnić wszystko do „jak wtedy”. Tymczasem, z tego co nam wiadomo, w Betlejem w grudniu pogoda była mniej więcej… właśnie taka jaką teraz mamy u siebie! Czyli, można powiedzieć, że mamy w tym roku prawdziwy (a nie sztucznie wywoływany) „klimat Świąt”!

Pewnie, że z przyzwyczajenia trochę się za prawdziwą zimą tęskni, ale tylko dlatego, że ona nam się w tym czasie kojarzy – tak, jak kiedyś zawsze w czasie matur kwitły kasztany, a po zmianie tradycyjnych terminów przestały, i pełno powiedzeń i skojarzeń wypadło z języka. Ja też lubię zimę, dużo śniegu, wszelkie zabawy z nim związane – już nie mówiąc o odczuciach dzieci, którym brakuje chyba tego najbardziej. I mam nadzieję, że niedługo prawdziwa zima do nas zawita – ale chyba bardziej przyda się w ferie zimowe (styczeń-luty), niż obecnie?

A niechby nawet wszystko się pokręciło z tym naszym klimatem i za kilka lat byśmy mieli Boże Narodzenie upalne, Wigilię spędzali na tarasie przy (postnym) grillu, a pierwszego dnia Świąt opalali się na trawniku – bylebyśmy byli po spowiedzi i Chrystus był obok żył w nas; czego sobie i Wam życzę.