Gdyby przeprowadzić sondę z pytaniem: „Czy rodzice uważają swoje dziecko za wyjątkowe?”, to prawdopodobnie większość odpowiedziałaby: tak, bardzo często rodzicom wydaje się, że ich dziecko na tle innych to naprawdę wyjątek, sądzą, że mają szczególne powody żeby być z niego dumnymi, idąc na plac zabaw są przekonani, że żaden maluch się z ich pociechą nie równa. Rodzice pewnie też potwierdzą tę diagnozę, że każda sroka swój ogon chwali, czasami trochę na wyrost… z jednym zastrzeżeniem: MOJE dziecko jest naprawdę wyjątkowe, no naprawdę tak się akurat złożyło!
Czy to źle? Ależ skąd: tak, jak dla każdego męża jego żona jest najzwyczajniej w świecie najpiękniejszą i najwspanialszą kobietą pod słońcem, tak samo dla mamy/taty ich dziecko jest wyjątkowe, niezwykle zdolne, mądre i bezdyskusyjnie żadne inne tak słodko się nie uśmiecha, nie tańczy, nie śmieje, nie przekręca śmiesznie słów ani nie koloruje obrazków.
Meldujemy, że żyjemy
Nasza Basia skończyła niedawno 3 latka. Boże, jak ten czas leci! Ostatnio mniej o niej pisałem na blogu, w ogóle mniej pisaliśmy o naszym rodzicielstwie (zresztą o innych tematach również) – trochę z lekkiego pogorszenia naszej weny blogerskiej, ale przede wszystkim dlatego, że totalnie pozmieniał się nasz system pracy i spędzania czasu w ciągu dnia. Ja mam nową pracę, oprócz tego wykonuję różne mniejsze zlecenia, Ela również poszła do pracy, dziewczynki są w żłobku i przedszkolu. Basia ma 3 latka, Jadzia niecałe 1,5 roku: są na takim etapie, że gdy jesteśmy razem, można raczej zapomnieć o innych aktywnościach.
Na szczęście z biegiem czasu sytuacja się poprawia, kilka miesięcy temu byliśmy naprawdę zmordowani i niewyspani, jednoczesne poskramianie dwóch małych żywiołów to niezwykłe doświadczenie, trzeba zupełnie przeorganizować swoje dotychczasowe przyzwyczajenia i sposób życia. Nie piszę tego, żeby się skarżyć – to przecież miłość nakręca całą tę spiralę codziennego wiru, wiecznego bajzlu w mieszkaniu, naszych domowych szaleństw, kitłaszenia się na łóżku, biegania, chichotów, podrzucania pod sufit, wspólnego rysowania, czytania mnóstwa książek, tańczenia, śpiewania przy pianinie, przytulania, i co tam jeszcze się znajdzie w rodzinnym zanadrzu.
Patrząc na innych rodziców, szczególnie blogerów lub innych aktywnych w sieci – zadajemy sobie z Elą pytanie: jak oni to robią? Kiedy znajdują czas? Może my jesteśmy jacyś dziwni, bo kompletnie nie możemy się z naszym blogiem ostatnio ogarnąć – albo oni wyjątkowi, nie wiem. W każdym razie postanowiliśmy nieco odpuścić naszą aktywność pt. EJtomy na rzecz chwytania codziennego dnia. Dziewczynki rozwijają się i zmieniają na naszych oczach, to jest po prostu niesamowite, chłoniemy to, bo przecież już nigdy nie będą takie małe… A blog poczeka na swoją kolej, gdy będziemy mieli na niego czas nie tylko późnym wieczorem, gdy mamy jedyną możliwość pobycia we dwoje… i natychmiastowego zaśnięcia.
Basia, Basia!
Ach, Basia! Nasz mały przedszkolak! Biorę ją na ręce i nie mogę uwierzyć, jak wyrosła! Dopiero co kładłem jej dłoń na klatce piersiowej, gdy leżała w szpitalu – i moja ręka zakrywała ją w połowie. A teraz? Duża, wysoka i szczupła dziewczynka, uśmiecha się jak mała panienka, mruży niemal kokieteryjnie oczy. Dopiero co śmialiśmy się, że umie powiedzieć trzy słowa na „a”: autobus, arbuz i amen. Na psa mówiła uaua, a na wszelkie czynności toaletowe: bapu. A teraz? Zna już chyba kilkadziesiąt piosenek na pamięć, tańczy do piosenek radiowych jak na scenie (skąd ona wytrzasnęła te kroki?), liczy jednym ciągiem do dwunastu (później od razu jest osiemnaście), sama sobie zapina zamek błyskawiczny, odkurza mieszkanie, karmi psa, bawi się w mamę, lekarza, strażaka i zawiadowcę stacji.
Oczywiście, często daje nam w kość, gdy dopadnie ją gorszy humor, nie wyśpi się tyle ile potrzebuje… albo, jak to dwuletnia dziewczynka: rozryczy się, że natychmiast chce wodę w szklaneczce z zieloną rurką, potem zrobi dziką awanturę, że rurka miała być zielona, na koniec okaże się że nie szklaneczka tylko kubeczek, a w ogóle to nie wiadomo czego chce, i mama absolutnie nie ma prawa jej ubierać ani rozpinać fotelika w samochodzie, dziś tylko tata!
Pamiętaj, ja jestem duża, a Jadzia malutka
A jak się zajmuje Jadzią? To dopiero kabaret. Już dawno minęły czasy, gdy Jadwiga była niewiele znaczącym ufoludkiem w kołysce, później wyjątkowo głośną lalą, którą nie wiedzieć czemu rodzice wyjątkowo dużo muszą się zajmować. Jadzia to teraz wulkan energii niewiele słabszy od starszej siostry – a tak naprawdę nie tyle słabszy, co jeszcze mniej świadomy pełni swoich możliwości. Coś mi się wydaje, że za jakiś czas, gdy Jadzia nabierze jeszcze większej stabilności niż swój obecny stan (i tak wyjątkowo mocny), to oczywista na dziś hierarchia starsza siostra – młodsza siostra zostanie przełamana przez jakiś Jadziowy zamach stanu.
W każdym razie obecnie Basia np. chwyta Jadzię za ręce i tańczą na środku pokoju, w kółko. Albo głaszcze ją po głowie i przytula, gdy tamta płacze. Albo bierze książeczkę i czyta Jadzi bajki. Albo karmi ją zabawkowym jedzonkiem. Albo strofuje, gdy Jadzia coś upuści albo zdepcze. Trzeba tylko nadzorować te słodkie Jadziuniu, Jadziusiu!, gdy w efekcie np. młodsza siostra ląduje z impetem na ścianie, dostaje plaskacza w twarz, wpychany jest jej do buzi klocek lego, albo ręce są niemal wyrwane po szarpnięciu w tańcu. No, ale to taka codzienność w relacjach młodego rodzeństwa, chyba każdy rodzic potwierdzi.
Idziemy dalej
Trzecie urodziny to, wiecie, taka mała osiemnastka: można się bawić zakazanymi do tej pory przez producenta zabawkami, pić syropki dla starszych dzieci, iść na legalu do przedszkola, a nie żłobka… i tak dalej. Gdy się spytacie Basi, ile ma lat, to odpowie: SKOŃCZYŁAM TSZY! Największy wyrzut sumienia mam wtedy, gdy to wszystko pomijam w swojej uwadze, gdy dni lecą jeden za drugim, a ja nie łapię tej dynamiki, obecności tej małej dziewczynki, wpatrzonej we mnie i biegnącej żeby się wtulić – przecież ona już nigdy nie będzie taka mała, prawdopodobnie nagle obudzimy się, gdy będzie nastolatką i znów wszystko się pozmienia. Domyślam się, że nasza dzisiejsza relacja będzie wtedy procentować. Oby!