Powiedzieć samo „konkubinat to grzech” to tak, jakby mówić: prawdá, muzyká, máłżeństwo, przykázania. Źle postawione akcenty męczą, zniekształcają przekaz i odwracają uwagę od treści słów.
Cóż z tego, że – jak twierdzi bp Henryk Tomasik, krajowy duszpasterz młodzieży – „kampania billboardowa […] już przyniosła oczekiwane skutki”. Nie wiem, jak to sprawdzono – czy tylko na podstawie wielu głosów z dyskusji nt. słynnego „kontrowersyjnego” plakatu? Sam ferment, rozgłos, szum – czy to rzeczywiście „oczekiwane skutki”?
Sama dyskusja (publicystyczna) wewnątrz Kościoła była całkiem ciekawa, momentami gorąca, obfitująca we wzajemne bezpodstawne oskarżania się z dwóch stron „barykady”, jak też i bezsensowne przesadzanie, wyolbrzymianie problemu i w ogóle klasyczne „przeginanie”: przecież idiotycznym jest zarówno twierdzenie, że pisanie o grzechu w ogóle nie powinno mieć miejsca, odstrasza ludzi, nie przynosi żadnego efektu i jest anty-ewangelizacją (swoją drogą, to też ciekawe, jak bardzo dzisiaj niektórzy się oburzają, gdy w czasach Świętej Wolności i Tolerancji ktoś ośmiela się mówić, że coś jest złe) – jak też przeciwstawne, że to świetna akcja, wspaniały pomysł, idealny, tak właśnie trzeba, mówić jasno, bez cackania się, walnąć prawdą po oczach, a jeśli ktoś się poczuje urażony – to czort z nim.
Dużo pomieszania z poplątaniem, wrzucanie do jednego worka pojęć ewangelicznych z typowo świeckimi, bezwarunkowe ubieranie Nowej Ewangelizacji w ramy współczesnego marketingu, wzajemne oskarżanie się (momentami na dość infantylnym poziomie) o to, że „wy chcecie mówić TYLKO o grzechu!”, a „wy chcecie nie mówić W OGÓLE NIC o grzechu!”, i tak w kółko.
Ja do samej akcji mam ambiwalentny stosunek. Tak się złożyło, że pojawiła się w czasie wybuchu bomby atomowej z dobrem w moim życiu i trochę przeszła obok moich jedynych zainteresowań w ciągu ostatnich tygodni.
Gdy się nad tym zastanawiam, to w zasadzie kończę wnioskiem: ale o co w ogóle chodzi? Po co ta spina? Ani to zupełnie głupie i bezsensowne, ani też idealne i bez wad. W „świat” już poszły nagłówki, że ta kampania „podzieliła katolików”, co w konsekwencji ma pokazać, że sformułowanie „konkubinat to grzech” jest kontrowersyjne. To nieprawda, samo sformułowanie nie jest ani trochę kontrowersyjne, ewentualne wątpliwości budzi taka a nie inna forma.
Trochę mi to przypomina spory o kształt różnych plakatów prolajferskich przeciwko aborcji: też pokazują samą prawdę, że jest to nic innego jest bestialskie morderstwo, polegające na rozerwaniu na strzępy małego, zupełnie bezbronnego człowieka. Tylko że… istnieje dużo uzasadnionych wątpliwości, czy taka forma przekazu jest najlepsza.
Powiedzieć samo „konkubinat to grzech” to tak, jakby mówić: prawdá, muzyká, máłżeństwo, przykázania. Źle stawiać akcenty. A wtedy taka wymowa męczy, zniekształca przekaz i odwracaj uwagę od treści słów, które same w sobie nie są fałszywe. Czy – gdy twierdzę, że ktoś źle akcentuje dane słowo – oznacza to od razu, że chcę pomijać niektóre sylaby? Przecież to absurd. Oprócz poprawnego akcentowania równie ważne jest, żeby nie mówić niedbale, nie „zjadać końcówek”, po prostu dbać o piękno wypowiedzi.
Osobiście uważam, że można to było jakoś lepiej zaplanować. Chociaż, swoją drogą, ten billboard to podobno dopiero część większej akcji, zachęcającej młodych do zawierania małżeństw, która ma w pełni wystartować 25 marca. Zobaczymy, jeśli okaże się, że komunikat zostanie dopełniony (bo na razie hasło zawiera w sobie tylko pół prawdy o miłości małżeńskiej, jedną stronę medalu), to będę szczerze kibicował.
Nie traćmy czasu i energii na kolejne jałowe spory w stylu: co było pierwsze? jajko czy kura?. Konkubinat to grzech, ale dużo ważniejsze jest, że Bóg jest Miłością. Owszem, czasami trzeba być stanowczym, umieć oddzielić ziarno od plew, nie bawić się w jakieś fałszywe pseudomiłosierdzie – ale to nie może być punkt wyjścia! Jeśli zafascynujemy ludzi Bogiem, rozkochamy ich w Nim, to nie w głowie im będą konkubinaty i inne głupie wynalazki.
Post scriptum. Akurat, gdy skończyłem pisać powyższe, rozpoczęła się akcja Centrum Myśli Jana Pawła II „Twoje codzienne wybory”. Dla przeciwwagi – ich propozycja promowania chrześcijańskiego lifestyle’u, opartego o nauczanie świętego papieża. Wydaje mi się, że takie hasło może lepiej przemówić do niektórych. Mi bardzo osiadło w głowie!