Co tu powtarzać – wszystko, co pisałem równo rok temu jest nadal aktualne. Rok Pański 2015 minął szybciej, niż można było się zorientować. Oczywiście rewolucją w naszej rodzinie było przyjście na świat Basi. Przewróciła nasz świat do góry nogami, przeorientowała nasz plan dnia (i nocy…), przesunęła akcenty, zmieniła priorytety, przypomniała o najważniejszym, czyli…
Tak! Najważniejsze jest nieustannie to samo: kochać. Mimo wszystko, za wszystko, nad wszystko. Małe dziecko uświadamia to bardzo dobitnie. Kochać nie w znaczeniu emocjonalnym, uczuciowym, deklarowania czułych słówek i miłych uśmiechów, wzniosłych wyznań i romantycznych poruszeń – to wszystko ważne, ale mam jakieś nieodparte wrażenie, że prawdziwa miłość objawia się najpełniej w naszym, mówiąc dobitnie, domowym bałaganie nie do ogarnięcia, jak hydra się odradzającym, walających się wszędzie pod nogami zabawkach, wznoszącą się dumnie górą prania i jeszcze większą górą brudnych naczyń nie do poskromienia.
Spokojnie, nie zwariowałem jeszcze do końca – sprzątamy w naszym domu (zdarza się), staramy się zachowywać w nim jako taki porządek, na ile to możliwe dbać o pewien poziom ładu, szczególnie gdy ktoś ma nas odwiedzić. Ale bez przesady – „na ile to możliwe”, czyli na ile Basia pozwoli. Żebyście widzieli (kto ma dzieci, ten dobrze wie), ile radości daje wywalenie całej półki z ubraniami na podłogę; rozrzucenie foremek do ciasta po całej kuchni; ustawianie i burzenie wieży klocków, wkładanie i wyjmowanie kubeczków jeden w drugi – tak gdzieś ze dwadzieścia razy z rzędu. Pycha!
Zawsze w kontekście prawdziwej miłości przywołuje się przykład matki, która wstaje w nocy do płaczącego dziecka. Ja go nie przywołam, bo chociaż Basia śpi ostatnio rzeczywiście niespokojnie i noce są bardzo trudne, to jednak Pan Bóg obdarzył mnie ( i chyba większością ojców) darem niesłyszenia tego w nocy – dlatego rano pytam zawsze Elę: jak noc minęła? Wiem, to niesprawiedliwe, ale co zrobić…
Rekompensatą za stan domowej klęski żywiołowej jest Basiowy dziesięciomiesięczny żywioł, chichrający ile sił w płucach, święcący małymi oczami, klaszczący nieporadnie w łapki (co któryś raz trafia), strojący nowe miny, poznający nowe głoski, przesuwający dumnie krzesło po całym pokoju, z rozwichrowaną na wszystkie strony czupryną, wtulający się w ramiona, szczerzący się sześcioma mikro-ząbkami.
Chłonąć to wszystko, obserwować, cieszyć się, być obok, kibicować – oto moje obecne zadanie. Dlatego w ostatnim czasie zaniedbałem trochę blog: grudzień był sam w sobie intensywnym miesiącem w mojej pracy, napięte dni i przygotowania do Świąt (do tego kulminacja w same Święta, dla organisty to naprawdę morderczy czas) – wszystko to sprawiło, że chociaż miałem kilka pomysłów na artykuły, to jednak zawsze, jeśli już udało się zdobyć trochę czas, wygrywała rodzina.
Relacja małżeńska po narodzinach dziecka też się przeobraża. Ciągle trzeba pamiętać, że jesteśmy dla siebie najważniejsi, Basia jest dopiero na drugim miejscu – to trudne, naturalnie dla mamy chyba nawet bardziej niż dla taty. Ale bardzo potrzebne. Trzeba nieraz umieć wygarnąć jakoś ten czas dla siebie, odprztyknąć małą terrorystkę i skupić się na świętowaniu… kolejnej codziennej rocznicy.
Rok 2016 zapowiada się… intrygująco! Basia już staje na obu nogach, bez trzymanki, i wyrywa się do chodzenia: prawdopodobnie na swoje pierwsze urodziny będzie bezproblemowo dreptać (już teraz nie może usiedzieć w miejscu, ciągle chce się przemieszczać, wspinać, wdrapywać, sięgać, brać, miętosić, przesuwać, wyjmować, wkładać, rzucać, gryźć). Kulminacją będzie oczywiście nasza czerwcowa czwarta rocznica ślubu – wypada niemal dokładnie w połowie roku, bardzo bym chciał tak ją właśnie traktować.
W naszej ojczyźnie to też ważny rok: powyborczy, z nowymi porządkami, ze zmianą w wielu obszarach. Staram się tym jakoś zbytnio nie emocjonować, wbrew ogólnemu harmidrowi. Opatrzność czuwa, niech ma rządzących w swojej opiece. Głęboko wierzę, że 1050 rok po przyjęciu chrztu przez polskiego władcę nie może nie obfitować w dobro dla naszego kraju.
Wreszcie: to Rok Miłosierdzia, Rok Łaski, Światowych Dni Młodzieży, tylu okazji do nawrócenia, odnowienia przyjaźni z Bogiem, miłości z ludźmi, uporządkowania swojego życia. Byle nie przegapić czasu – czego sobie i wszystkim Wam życzę!

(c) Konferencja Episkopatu Polski
A ja chetnie poczytalbym o Świętach z perspektywy organisty.
Zapiszę sugestię 🙂
A ja chetnie poczytalbym o Świętach z perspektywy organisty.
Zapiszę sugestię 🙂