Seks jest niewątpliwie pięknym i ważnym wymiarem miłości. To taki powiedzmy deser na uroczystym obiedzie. I chyba każdy jest świadomy, że zjadając deser przed obiadem pozbawiamy się samego deseru, przyjemności oczekiwania na niego, a i pozostałe dania smakują trochę inaczej (czasem gorzej). Dziś kilka słów o tym, dlaczego warto się powstrzymać i jak to zrobić.

Niezależnie od tego, jaka jest bieżąca sytuacja na froncie ars amandi, okres narzeczeństwa to świetny czas, żeby oczyścić sobie pole i wejść w małżeństwo z czystą kartą. Szczególnie dla tych, którzy jeszcze przed ślubem żyją ze sobą jak małżeństwo. Ostatecznie sama rezygnacja z seksu nie wymusza rezygnacji z innych form bliskości, czułości… więc i tak będzie całkiem przyjemnie.

Nasza sesja narzeczeńska. Sadyba 2012.

Seks jest pięknym darem, jaki małżonkowie ofiarują sobie nawzajem. Jeśli Twój mąż/Twoja żona jest dla Ciebie pierwszym i jedynym, noc poślubna staje się pięknym czystym wspomnieniem, kapitałem na kolejne lata razem. I może tym niezwykłym prezentem, że tak rzadko się go spotyka (obustronnie). Jeśli jednak nadgryźliście już „zakazany owoc” spróbujcie ofiarować sobie czystość przynajmniej na czas narzeczeństwa. To też jest wartość.

Nowoczesny świat ofiarowuje nam natychmiastowe zaspokojenie wszelkich pragnień. Trochę zapomnieliśmy, jaką wartość ma oczekiwanie, staranie się, wyrzeczenia. Ofiarujmy sobie na czas narzeczeństwa staromodny romans bez seksualnej finalizacji. Potrafisz? To zupełnie inna jakość i przed ślubem warto to sobie przypomnieć, bo potem też się ta umiejętność przydaje, szczególnie w kryzysach małżeńskich.

Inną sprawą jest jak patrzymy na drugiego człowieka będąc z nim w relacji seksualnej. Wpadamy w lepką pajęczynę zależności, której nawet za bardzo nie widać, bo teraz wśród par seks przed ślubem to raczej standard. A to nam zaciemnia obraz drugiej osoby, jakby i tak mało było euforii zakochania. A przecież podejmujemy właśnie decyzję na całe życie!

Zadajmy sobie sami pytanie, czy robimy to na „trzeźwo”? Jeśli nie – może narzeczeńska abstynencja okaże się całkiem sensownym pomysłem. Taka abstynencja jest też świetną próbą trwałości związku, prawdziwych fundamentów i motywacji. Acha! I przy okazji dowiemy się jak druga strona znosi taki post, a przyda nam się to (oj przyda!) w małżeństwie. Wbrew pozorom małżeństwo to nie jest taki seksualny karnawał 😉

No i wisienka na torcie. Nic tak nie zaostrza apetytu jak post. Bądźmy siebie głodni w narzeczeństwie, a seks po ślubie zasmakuje nam jak prawdziwa ambrozja. O to chodzi!

Wpis powstał w ramach akcji Małżeństwo jest fajne zorganizowanej w ramach Międzynarodowego Tygodnia Małżeństw.