Niby upały i nic więcej, ale oczywiście dzieje się to i owo. Prezydent Duda odwiedził w szpitalu śmiertelnie chorego młodego kapłana i przyjął od niego błogosławieństwo prymicyjne, ulicami Warszawy przeszli tęczowi bolszewicy, a ja idę do szkoły.

PREZYDENT

Prezydent Andrzej Duda odwiedził w szpitalu ks. Michała Łosa FDF (orionistę), który niedawno (24 maja br.) przyjął, w trybie przyspieszonym, święcenia kapłańskie. Wszystko odbyło się za specjalną zgodą papieża – kleryk Michał trafił w ciężkim stanie na oddział onkologii, z diagnozą zaawansowanej choroby nowotworowej. Jego wielkim marzeniem było, żeby móc odprawić choć jedną mszę świętą.

Źródło: https://orione.pl/2019/06/07/zyczenia-urodzinowe/

Trudno oglądać relację z tych święceń bez wzruszenia. Zwłaszcza teraz, w tym „trudnym” czasie, gdy wielu drwi i szydzi z kapłaństwa, w polskich warunkach, gdzie w swoistym luksusie możemy przebierać między księżmi do wyboru, do koloru, gdy wielu kapłanów zapomniało, kim są, którzy swoje kapłaństwo uczynili wygodnym sposobem na życie.

Źródło: https://orione.pl/2019/05/24/nadzwyczajne-sluby-wieczyste-i-swiecenia/

Relacja z prywatnych odwiedzin Prezydenta i przyjęcie przez niego prymicyjnego błogosławieństwa od ks. Michała (zresztą w dniu jego urodzin) – to również ogromna radość. Dla wielu osób to powód do dumy, świadectwo wiary, pokazanie wartości ludzkiego życia, spotkania z drugim człowiekiem, mocy kapłaństwa. Takie obrazki przekraczają czysto polityczne poglądy: mnie osobiście cieszy, że prezydent mojego kraju klęka przed kapłanem i przyjmuje od niego błogosławieństwo. Nie idealizuję tej sytuacji i nie rozgrzeszam automatycznie szeroko pojętej „władzy” w Polsce, choćby za zaniedbania w ochronie życia – ale takie świadectwo w dzisiejszej rzeczywistości jest ważne, istotne, krzepiące.

Oczywiście niektórzy drwią, wyśmiewają, szydzą, jednak dla mnie takie „obrazki” to dowód na to, że w Polsce jest jeszcze normalnie, polityk nie musi obawiać się, że po takiej „demonstracji” grozić mu będzie śmierć cywilna.

PARADA PYCHY

Ulicami Warszawy przeszła tzw. „Parada Równości”. Biedne miasto, nasza udręczona stolica, musi ścierpieć pochód z roku na rok coraz bardziej śmiałego i odważnego ohydnego pochodu, przesyconego agresywną i szkodliwą ideologią, propagującego zboczenie i burzenie ładu społecznego, w imię „tolerancji” siejącego nienawiść do obrońców zdrowego rozsądku, normalności i cywilizacji opartej na prawie naturalnym. W tym roku doszły jeszcze, wzorem analogicznej parady w Gdańsku, wątki profanacji i prowokacji wymierzonej w katolików (parodia liturgii mszalnej i obrazoburcze plakaty), oraz wprost artykułowane (już nie na zasadzie „nie wiemy czyj to transparent, był gdzieś z tyłu”) postulaty małżeństw jednopłciowych i adopcji przez nie dzieci.

O, jak szczerze współczuję wielu polskim homoseksualistom (prawdopodobnie będących w większości), którzy żyją i funkcjonują normalnie w naszym społeczeństwie, i niekoniecznie chcą być identyfikowani z postępowym ruchem LGBT, który ponosi jedyną (a na pewno największą) winę za ewentualny wzrost agresji wobec kochających inaczej. Cóż, historia lubi się powtarzać, tak samo jak robotników trzeba było kiedyś bronić przed komunizmem, który sobie nimi wycierał gębę i niósł ich prawa na sztandarach – podobnie jest z tęczową rewolucją.

Swoją drogą, to ciekawe, że w Polsce nie używa się powszechnie przyjętej na całym świecie nazwy tej imprezy, wzorowanej na Pride Parade (tak jak mamy obecnie, co coraz nachalniej przypominają nam różne firmy i korporacje, Pride Month) – jest to więc Parada Dumy, a idąc za drugim znaczeniem słowa „pride”: Parada Pychy. Nie żadna parada „równości”, tylko raczej „wyższości”, my jesteśmy ci lepsi, szczycimy się tym – choć patrząc na migawki i hasła z tego nowoczesnego pierwszomajowego pochodu, nie za bardzo wiem, czym tu się chełpić. Ich postulaty można streścić następująco: „wolność, równość, tolerancja, stare k*rwy niech giną!” (jak zgrabnie ujął to jeden z młodzieńców, zagadnięty przez dziennikarza) – czym to się różni od Rewolucji Francuskiej z jej „Liberté Egalité et Fraternité ou la mort”? Doskonale mechanizmy tej ideologii i jej podobieństwa do bliźniaczych zamordyzmów w (niedalekiej zresztą) historii pokazał Rafał Ziemkiewicz w tekście, za który został usunięty z portalu Interia.

Trafna gra słów w języku angielskim: „pride” (pycha) to jeden z siedmiu grzechów głównych.

I tak, jak to już w historii bywało – przy okazji rewolucji mamy też do czynienia z pożytecznymi idiotami (niezwykle trafna fraza Lenina), w tym przypadku, z całym szacunkiem i szczerym smutkiem, należy tak nazwać niektórych „otwartych katolików”, którzy nic złego w tęczowym ruchu nie widzą (wręcz przeciwnie), śmieją się z tych, którzy ostrzegają przed jego zagrożeniami. Prawda jest taka, że – jak pisałem niespełna trzy lata temu w tekście a propos akcji „Znak pokoju” – z ruchem LGBT nie jest możliwe żadne „dogadanie się” i jeśli ktoś np. prowokacyjnie używa w tym czasie tęczowych znaków, jako manifestacji poparcia dla LGBT i jednocześnie chce to godzić ze swoją wiarą katolicką, to znaczy, że nie rozumie najprostszych rzeczy, nie wyciąga wniosków, nie myśli logicznie, myli pojęcia i definicje. Jest to naprawdę bardzo smutne.

Dzień po Paradzie Równości został ugodzony nożem wrocławski kapłan, ks. Ireneusz Bakalarczyk, idący odprawić mszę świętą. Nie wiemy na razie, jakie były motywy sprawcy – ale z pewnością atmosfera wywołana różnymi prowokacjami i nakręcaniem spirali nienawiści sprawia, że w większości internetowych komentarzy pod informacją o tym wydarzeniu przeważają (!) te w stylu: „kłótnia kochanków, zdarza się”, „potępiam ale rozumiem”, „pewnie pedofil hehe” itd.

Gdy sobie człowiek przypomni kilkudniowy amok (bo inaczej tego nie można nazwać) po ugodzeniu nożem Pawła Adamowicza, albo pomyśli, co by się działo, gdyby to spotkało jakiegoś działacza gejowskiego – to jest po prostu smutno. To zwyczajnie niesprawiedliwe, ta nierówność reakcji, podwójne standardy, poprawność polityczna…

Cóż, trzeba robić swoje, innej recepty nie ma. Tworzyć katolicką opinię społeczną, domagać się zachowywania naszych praw, modlić się, przebaczać, ewangelizować, głosić pozytywny przekaz o nauczaniu Kościoła, wyjaśniać jakie jest PRAWDZIWE (a nie mityczne) podejście Kościoła do homoseksualizmu, bronić życia i prawa naturalnego. „Kościół nie zginie, Bóg jest w jego wnętrzu” – śpiewaliśmy wczoraj w psalmie responsoryjnym.

PAN OD RELIGII

Co na to wszystko moja skromna osoba może poradzić, jak jakoś włączyć się w program odnowy społeczeństwa od najmłodszych roczników, bo to tam walka idzie w najlepsze? Idę do szkoły, od września! Serio, szykuje się etat w podstawówce, formalności już załatwione, jestem już na etapie dogadywania planu lekcji. Poza moją pracą organisty będę jednocześnie nauczycielem religii w jednej ze szkół w Pruszkowie. Cieszę się z tego powodu (na przekór głosom niektórych moich znajomych, przerażonych taką decyzją i patrzących na mnie, jakbym wybierał się na front wojenny, może nawet jakieś klepki w głowie mi się poprzestawiały…). Zawsze chciałem być nauczycielem, różnie moje życiowe powołania się układały w ostatnich latach, wychodzi na to, że chociaż to jedno zostanie dokończone.

Oczywiście, że mam trochę obaw (ale może bardziej technicznych, takich które pewnie po kilku tygodniach się rozwieją, niż jakichś fundamentalnych). Po kilkuletniej pracy w przedszkolach przychodzi czas na wyższy etap edukacji – mam nadzieję, że choć w części będę umiał trafić do dzieciaków, tych głodnych Boga, szczególnie nie znajdujących miejsca na rozmowę o Nim w rodzinie lub nawet w Kościele.

Nie ukrywam, że przeżywam z tego powodu pewną ekscytację i traktuję tę nadchodzącą pracę w szkole jako wyzwanie, przygodę i szansę – również dla mnie, dla mojego rozwoju, odkrycia i wykorzystania własnych umiejętności i talentów.

Łatwo i sielankowo pewnie nie będzie, moja wrodzona leniuchowatość i problemy z samodyscypliną nie będą pomagać – ale jestem pełen nadziei. Jeśli ktoś z Szanownych Czytelników mógłby i chciałby przy jakiejś okazji pamiętać o mnie w tym kontekście w swojej modlitwie – będę zobowiązany!

 Ten wpis jest moim przeglądem minionego tygodnia z cyklu „2 plus 1, czyli tygodniowy kubek miodu z łyżeczką dziegciu”. O jego zasadach możesz przeczytać tutaj. Jeśli spodobał Ci się powyższy tekst, możesz go udostępnić. Zachęcam również do komentowania poniżej.