Kiedy rok temu mój brat ze swoją wybranką podjęli decyzję o zaręczynach, wróciły do mnie wspomnienia naszych narzeczeńskich chwil (aż na samą myśl zakręciłam na dłoni swoim zaręczynowym pierścionkiem). To wydarzenie zainspirowało mnie do napisania paru słów o przygotowaniu się do małżeńskiego życia i przez rok dojrzewałam do tego pomysłu. W końcu od organizacji ślubu można mieć wedding plannera, od podróży poślubnej biuro turystyczne, ale nikt za Was nie zaplanuje życia rodzinnego! 

Ostatecznym wyzwalaczem do realizacji była propozycja Ewy z Mocem.pl, aby uczcić Międzynarodowy Tydzień Małżeństw serią wpisów odczarowujących temat małżeństwa. W najbliższych dniach pojawi się więc u nas kilka wpisów tematycznych – będzie trochę dobrych praktyk i szczypta wspomnień.

Od zaręczyn w 2011 r. nasz małżeński świat zdążył się już wywrócić do góry nogami kilka razy, a my dalej jesteśmy razem (co ciekawe, Jadzia urodziła się dokładnie w 5 rocznicę naszych zaręczyn). Mam nadzieję, że tak pozostanie do grobowej deski. Uważam, że to jak przeżyliśmy czas naszego narzeczeństwa procentuje do dziś i zapewniam, że jest to zdecydowanie lepsza inwestycja niż organizacja niezapomnianego ślubu i wesela. Pamiętajcie: dzień ślubu nie musi być najpiękniejszym dniem w Waszym życiu, każdy następny może być jeszcze piękniejszy!

Moim zdaniem startową przewagą małżeństw katolickich nad cywilnymi w zakresie późniejszej trwałości związku nie wynika tylko z mocy „duchowych” sakramentu (choć to też ważne), ale z podjęcia przynajmniej szkieletowej formy przygotowania do życia w rodzinie i pracy nad relacją. Jednak poza samym kursem można uczynić wiele, aby nasze pożycie małżeńskie było trwałe i udane lub w porę wycofać się z relacji, która źle „wróży” na przyszłość.

I o tym w kolejnych dniach, zapraszamy!